18 kwietnia 2021

Depresja

  ZAKAZ KOPIOWANIA. TREŚCI BLOGA OBJĘTE PRAWAMI AUTORSKIMI

© Copyright by MilaM



Kiedyś usłyszałam niezwykle mądre słowa: „depresja to bardzo ciemne miejsce”. Tak, depresja to bardzo ciemne, samotne, smutne miejsce, odizolowane od reszty świata. Depresja to przede wszystkim choroba, której nie wolno bagatelizować, ponieważ może prowadzić do kolejnych poważnych chorób, a nawet do śmierci.

Miałam depresję kilka lat. Około 8 lat, może nieco krócej, może trochę dłużej. Na pewno kilka lat. 

W młodym wieku poznałam mężczyznę idealnego – kochającego, dobrego, czułego, wspierającego, uważnie słuchającego, tak zwaną bratnią duszę. Kogoś kto mnie akceptował taką jaka byłam i kto koił moje lęki, obawy, strach i ból niczym balsam, kto wypełniał moje braki i deficyty z dzieciństwa. Tak było przez pierwszy rok, później stopniowo i prawie niepostrzeżenie ten sam mężczyzna stawał się swoim przeciwieństwem: niekochającym, złym, nieczułym, niewspierającym, niesłuchającym człowiekiem o pustych oczach i braku ludzkich uczuć czy odruchów. Przemoc początkowo była rzadko, jeśli już to werbalna (słowna), jakieś prztyczki, komentarze, uwagi, krytyka – to co wcześniej we mnie uwielbiał zaczynało go drażnić. Z czasem było jej coraz więcej: emocjonalnej, psychicznej, werbalnej. Trwałam w tym, bo przecież mnie nigdy nie uderzył… co z tego, że codziennie mordował mnie psychicznie i emocjonalnie? Że z dnia na dzień gasłam, umierałam? Że straciłam całkowicie chęć życia? On mówił, że sama jestem sobie winna, a ja mu wierzyłam. Wina za wszystko spadała na mnie, on był doskonały. 

Wskutek chronicznego stresu i ciągłego napięcia rozwinął się u mnie zespół stresu pourazowego (PTSD), czy może nienaukowo nazwany zespołem stresu ponarcystycznego (PNSD), który mocno nasilił stany depresyjne. Umierałam coraz bardziej, przez kilka miesięcy coraz mniej jadłam, prawie nie spałam, leżałam i płakałam, a ból psychiczny rozdzierał mnie od środka na miliony kawałeczków. Tak, depresja niewidoczna dla oczu jest bardzo bolesna. Boli całe ciało w środku. Boli głowa, brzuch, wszystko… Tylko nikt tego nie widzi. Tego się nie da nikomu wyjaśnić. To jest indywidualny ból. Umierałam.

Kiedy mój stan zdrowia pogorszył się tak bardzo, że lekarz zasugerował mi oddział psychiatryczny, było już pewne, że bez leków się nie obejdzie. Przestraszyłam się, nie chciałam do szpitala. Wiedziałam, że mój psychopatyczny partner byłby usatysfakcjonowany, że doprowadził mnie do tak złego stanu. Na niego nie mogłam liczyć. Dostałam więc leki antydepresyjne oraz zwolnienie od psychiatry – żebym mogła odpocząć. Odpoczynek w depresji wyglądał tak, że nie jadłam, nie piłam, nie spałam, leżałam. Wtedy mój psychopatyczny partner mnie opuścił. Zostawił mnie, nie odbierał ode mnie, nie odpisywał, przestał się interesować. Znudziłam mu się, byłam bezużyteczna, ja-zabawka do kosza. Dla mnie chorej na depresję opuszczenie przez najbliższą osobę było ciosem. Pogorszył się jeszcze bardziej mój stan zdrowia. Tęskniłam za nim, nie mogłam bez niego żyć. Silne uzależnienie nie dawało mi spokoju. Napisał wtedy raz, kiedy błagałam go o kontakt. Był z inną, podobno wielce zakochany. Nie interesował go nawet stan mojego zdrowia. Zabił mnie wtedy po raz kolejny. Tortury psychiczne, wielki ból, depresja… i wielka samotność. Zostałam zupełnie sama w chorobie. Osamotniona w bardzo ciemnym miejscu. Czułam się duchowo martwa i czekałam aż nadejdzie fizyczna śmierć. Ale to nie było takie proste, ponieważ brak jedzenia, picia czy snu najpierw powoduje ból nie do opisania, później choroby, przynoszące coraz większy ból. Nie umiera się ot tak, na życzenie.

Było ciężko i strasznie, boleśnie i czarno, zupełnie beznadziejnie. Depresja jest w pewnym sensie chorobą mózgu, ponieważ polega na zaburzeniu równowagi w mózgu. Bez względu na to jak bardzo chce się wstać, choroba i tak przywiązuje do łóżka. W depresji głównie leżałam w samotności, nikt nie dzwonił, nie pytał, nie interesował się. Byłam bezużyteczna i niepotrzebna światu. 

Przeleżałam wiele tygodni, czasem na łóżku, a czasem na podłodze, zwijałam się z bólu. Byłam na samym dnie. Jednak po pewnym czasie braku kontaktu z moim P – pomimo że na początku uzależnienie mnie wyniszczało – zaczęłam czuć się lepiej. Bez niego wracałam do zdrowia. Wzięłam wtedy sprawy w swoje ręce i postanowiłam, że wyjdę z choroby. Trwało to długo, ale udało się. Małymi krokami, robiłam postępy, później wielki krok w tył, żeby za jakiś czas znów zrobić drobny postęp. Po około 2 latach własnej pracy nad sobą, kilku terapii, konwencjonalnych oraz niekonwencjonalnych metod leczenia wyszłam z depresji i mogłam żyć bez leków antydepresyjnych. Dziś jestem szczęśliwą kobietą, czego życzę i Tobie. 

Można wyjść z depresji. Tak samo jak można wyleczyć raka czy inne poważne choroby. Depresja to rak duszy. Możesz z tego wyjść. Możesz żyć bez faszerowania lekami. Życie może być piękne i spokojne. Tylko podstawowe zasady to: brak kontaktu z oprawcą (zero znaczy zero), dobra terapia, skupienie na sobie oraz praca własna, aktywność fizyczna plus zdrowe odżywianie, nawadnianie organizmu, pozytywne nastawienie i wysyłanie pozytywnej energii (to co wyślesz światu, to później do Ciebie wróci). Ja tak robiłam, trochę to trwało, było trudno, ale warto było, ponieważ traumatyczne i przemocowe wydarzenia z przeszłości zaprowadziły mnie do dzisiejszej mnie – naprawdę fajnej kobiety, którą bardzo lubię.

3 komentarze:

  1. Wstrząsający jest opis, tego co Pani przeszła. Tym większe gratulacje i szacunek, że się udało!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam depresję i ciężko z nią żyć zwłaszcza jak bywają załamania nerwowe. Ściskam i mam nadzieję że w końcu i ja stanę na równe i stabilne nogi

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zmagam się z depresja juz od roku po wyniszczeniu przez psychopatę. Z osoby silnej psychicznie stałam się wrakiem człowieka, bałam się nawet chodzić ulicami bo moj oprawca przeprowadził się na moje osiedle. Przestroga dla wszystkich nigdy przenigdy nie wchodźcie w takie relacje. Rujnują człowieka jest to emocjonalna śmierć.

    OdpowiedzUsuń