11 lutego 2022

Dom z narcyzem psychopatą

 ZAKAZ KOPIOWANIA. TREŚCI BLOGA OBJĘTE PRAWAMI AUTORSKIMI

© Copyright by MilaM


Wyobraź sobie dom, który nie jest domem – to tylko ściany. Dom będący jedynie budynkiem. Duży dom, w którym na pierwszy rzut oka niczego nie brakuje, ale to dom pełen samotności. Przestrzenie wiejące pustką. Albo mały dom, skromny, przytulny, lecz cichy, w którym ściany się same ścieśniają, aż zgniatają pustką. 

Na początku relacja z osobowością psychopatyczną, narcystyczną czy socjopatyczną jest piękna. Ale niech mi ktoś wskaże, czym się różni od innych relacji. Kiedy ludzie się zakochują, świat wokół przestaje istnieć, jest się na miłosnym haju. Chce się spędzać z ukochaną osobą każdą wolną chwilę. Typowe uzależnienie, tak właśnie działa ludzki mózg, gdy się zakochuje. Zakochany człowiek widzi ukochaną osobę przez różowe okulary. Po prostu jest idealnie, miłość zaślepia, odurza, hipnotyzuje. Raz na ileś przypadków można trafić na zaburzoną jednostkę, to jest loteria – albo spotkasz nie-zaburzonego człowieka, albo zaburzonego. Nie masz na to wpływu.

Skoro więc wszystko wskazuje na spotkanie tego jedynego, można przecież rozpocząć wspólne życiowe plany: dom, rodzina. Słowa i obietnice są piękne, marzenia coraz bliżej. Wchodzimy w ten związek z wiarą i nadzieją na zbudowanie rodziny opartej na fundamencie miłości, bezpieczeństwa i wsparcia. Tracimy kontrolę, choć jeszcze o tym nie wiemy, bo ukochany powtarza, że wszystko będzie tak jak chcemy. W ferworze miłosnych uniesień trudno dostrzec, że w pewnym momencie już nic nie jest jak tego chcemy. Nie zauważamy, że maska ukochanego od czasu do czasu się zsuwa. A jeśli zauważamy, to zupełnie po ludzku myślimy, że każdy może mieć gorszy humor, dzień, zmęczenie. Przecież osobowość psychopatyczna, narcystyczna czy socjopatyczna jest zbyt sprytna, żeby od razu pokazać siebie w całej swojej okazałości – odkryć swoje wnętrze, które jest sprzeczne z tym co dotąd znałyśmy. Nic złego się nie dzieje.

Budujemy więc związek z bratnią duszą. Zakładamy rodzinę. I dopiero kiedy jesteśmy na szczycie poczucia szczęścia i spełnienia, nagle z tego szczytu spycha nas… no właśnie, kto? Nasza bratnia dusza. Oczywiście nie robi tego od razu. Działa sprytnie i stopniowo, żeby trochę się nad nami poznęcać. Powyciskać z nas psychicznie energię i wyssać życie. Oddajemy naszej „bratniej duszy” własne życie, umierając duchowo w milczeniu i osamotnieniu. 

Mój były P/N nigdy mnie nie uderzył. Nie było przemocy fizycznej. Ale dom, w którym jest przemoc psychiczna i emocjonalna nie jest domem. Nie musiał mnie bić, i tak byłam cała obolała. Nie było widocznych siniaków, ale zapewniam, że duchowo byłam mocno posiniaczona. W środku miałam poharatane serce. Umierałam, choć fizycznie żyłam. Ale byłam tylko takim zombie, chodzącym kawałkiem ciała, bez chęci do życia, bo ono zupełnie straciło sens. Całą energię zabierał P/N. Jak tylko trochę jej w sobie zebrałam, lada chwila znów mi ją odbierał. Gdy szukałam pomocy, często ktoś patrzył na mnie i mówił, że na pewno nie jest aż tak źle jak mówię, że może powinnam trochę odpocząć… Ile razy próbowałam poprosić o pomoc, zebrałam się na odwagę i powiedziałam prawdę tylko po to, by usłyszeć, że przesadzam, bo przecież znają mojego P/N i on jest dobrym człowiekiem. Traciłam zdrowie psychiczne, nie byłam pewna niczego, szukałam winy w sobie. 

Pamiętam, jak kiedyś szukałam informacji, jak żyć z narcyzem. Można, oczywiście. Tylko że zgotowanie sobie piekła na własne życzenie to trochę za dużo… Wszyscy terapeuci, którzy specjalizują się w pomocy osobom z narcystycznym zaburzeniem osobowości wprowadzili mnie na ścieżkę zatracenia siebie. Ofiara, która myśli, że przechytrzy mistrza, myli się i przyjdzie jej za to zapłacić. Zaburzone jednostki mają wprawdzie braki empatii emocjonalnej, ale ich empatia poznawcza jest rozwinięta. To obserwatorzy, których mózgi są skupione na tym, żeby wziąć od kogoś maksymalnie tyle ile się da. Nawet jeśli ofiara uważa, że ma kontrolę nad swoim narcystycznym partnerem i potrafi siebie ochronić, to prędzej czy później przekona się, że jej narcyz specjalnie dawał jej tę iluzję, a sam cały czas pociągał za sznurki. Na tym polega geniusz manipulacji takich jednostek. W ich krwi płynie przebiegłość i egoizm. Wykorzystują kogoś tak subtelnie, że ta osoba niczego nie zauważa. A później zostaje wyrzucona.

Dom ma być bezpieczny. Nie może być tak, że we własnym domu trzeba szukać schronienia, zamykać się gdzieś, siedzieć w ciszy, żeby nikt nie usłyszał, że w ogóle oddychamy.